Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z 2017

"Lunatycy" bardzo dobry debiut

Kurwa  to słowo zadźwięczało w mojej głowie po ostatnich słowach „Lunatyków” i odbijało się od wszystkich narządów wewnętrznych i kości przez kolejne piętnaście minut, kiedy wpatrywałam się w sufit. Co to za książka? To historia o życiu, marzeniach, miłości. Historia maturzysty, który marzy o sławie w biznesie muzycznym, mieszka w nie wielkim mieście, jest po prostu zwykłym chłopakiem z marzeniami i jakimś bagażem historii rodzinnych czy z dzieciństwa, które nie koniecznie potoczyły się tak jak by chciał. A cała historia napisana została przez jednego z krakowskich blogerów Jana Favre z bloga  StayFly . Na początku bałam się tej książki, kupiłam trochę w ciemno, a kiedy okazało się, że jednym z wątków książki jest rap troszeczkę się wystraszyłam. Nie jest to jednak temat mi bliski, w którym się jak kol wiek orientuje czy chociażby lubię. Ale wkręciłam się w książkę jak w … piosenkę. Czytając ją w głowie, czytałam mniej więcej w tempie właśnie rapowanych utworów.  A to, ż

Francja vs. USA, czyli "Powracający" w dwóch wersjach

Powracający to serial, który opowiada o mieszkańcach małego miasteczka, którzy nagle powracają do niego śmierci i żaden z nich nie wie, że jest martwy. Serial ten, możemy zobaczyć w dwóch wersjach: pierwotnej francuskiej oraz nieco nowszej amerykańskiej. Główny wątek, czyli ten o powracających w obu jest dokładnie taki sam, ci sami bohaterowie, imiona oraz historie. Nie mam jednak wątpliwości, co do tego, która wersja jest lepsza. Oczywiście francuska. pierwszą obejrzałam wersję amerykańską, wciągnęłam się w ten serial bardzo mocno i te dziesięć odcinków obejrzałam tak szybko jak pendolino pokonuje trasę Kraków-Gdańsk. Jakie są plusy tej wersji? Ładne obrazki, przyjemne do oglądania, bohaterowie oczywiście jak to w amerykańskich produkcjach piękni, ciekawa fabuła (skopiowana od francuzów oczywiście). I to by było na tyle. Francuskie Les Revenants jest miliard razy lepsze. Może aktorzy są brzydsi, ale dzięki temu moim zdaniem bardziej realistyczni. Francuzi zrobili

Mój pierwszy Mróz, czyli "Czarna madonna"

Była moja pierwsza Bonda ( klik ), to teraz kolej na pierwszego Mroza. Znajomości z Panem Remigiuszem nie zaczęłam tak, jak wiele osób poleca ani tak jak sama myślałam, że zacznę – ode serii o Chyłce. Na pierwszy ogień, a raczej Mróz poszła „Czarna Madonna”. Prawdopodobnie nie znalazłaby się tak szybko na mojej liście przeczytanych książek, gdyby nie była prezentem urodzinowym, ale nie żałuję i bardzo dziękuję za ten prezent! Po przeczytaniu opisu byłam przekonana, że będzie to jakaś obyczajówka z jakąś katastrofą samolotową i wątkiem religijnym (tak, nie sprawdzam gatunków książek przed czytaniem), a mniej więcej w połowie okazało się, że to historia o egzorcyzmach. Oczywiście wątki katastrof samolotowych i ten religijny są także dużą a nawet bardzo dużą częścią książki, co oznacza, że opis nie kłamie. Po tej lekturze już wiem skąd się wzięła nazwa czarnych skrzynek w samolotach oraz że nie są wcale czarne! Czy polecam? Tak. Zdecydowanie tak. Ale … Jeśli należycie do osób

J.K. Rowling w nowej odsłonie

Jak wiecie lub nie J.K. Rowling pod pseudonimem wydaje kryminały, obecnie dostępne są trzy. Pierwszym z nich jest właśnie „Wołanie kukułki”, które miałam przyjemność ostatnio przeczytać. Tytułową kukułką jest supermodelka, która nie żyje. Detektyw, któremu życie rzuciło wiele kłód pod nogi wraz ze swoją tymczasową sekretarką zostaje zatrudniony do rozwiązania sprawy: samobójstwo czy morderstwo – kim jest morderca? Powiem wam, że to było morderstwo, inaczej chyba ta książka nie miałaby sensu, więcej spoilerów nie będzie. Prawdopodobnie jestem jedną z niewielu osób, które serii o Harrym Potterze nie czytały, więc to było moje pierwsze spotkanie z piórem wielkiej J.K. Nie zawiodłam się, książka napisana lekkim piórem, przyjemna do czytania. To tyle jeśli chodzi o kwestie techniczne. Jeśli chodzi o moje odczucia co do „Wołania kukułki”, to troszkę jestem rozczarowana. Liczyłam na coś mocniejszego, bardziej kryminalnego (tak, przyzwyczajenie do Simona Becketta). Zabrakło m

"Ponad wszystko" - książka z drugim dnem

Ponad wszystko Nicoli Yoon, to bardzo lekka książka do przeczytania w jeden wieczór. Opowiada ona historię dziewczyny chorej na SCID, czyli straszną chorobę, przez którą wszystko może być zabójczym alergenem. Główna bohaterka żyje w zamknięciu praktycznie od zawsze jedyne osoby, z którymi ma kontakt to jej matka oraz pielęgniarka Carla. Jej życie zmienia się, gdy do domu obok wprowadza się nowa rodzina, a wraz z nią on – przystojny chłopak, który zwraca uwagę na dziewczynę z bańki. Książka to nie tylko historia i nastoletniej miłości czy dziewczynie, która nie może wychodzić z domu. To także historia o miłości rodzicielskiej, stracie i tym, co żałoba i smutek mogą zrobić z człowiekiem. Pod przykrywką książki z tak zwanego przeze mnie typu, mózgotrzepek na rozluźnienie, znajduje się drugie dno, czyli nieporadność związana z własnymi emocjami i przeżywaniem żałoby.  Ten trudny temat Nicola Yoon przekazała w naprawdę przystępny sposób. Mogłabym polecić tą książkę z czystym sum

Moja pierwsza Bonda

Chyba każdy miłośnik kryminałów słyszał nazwisko Katarzyny Bondy, polskiej królowej współczesnego kryminału. Bardzo długo chciałam sprawdzić czy jest tak dobra jak mówią. Po roku oczekiwania na swoją kolej (tak, mam bardzo dużo książek, które bardzo chcę przeczytać) w moje rączki wpadła Sprawa Niny Frank .                 Polski kryminał z udziałem profilera? Dla mnie brzmiało bardzo intrygująco i ciekawie. W końcu jestem zakochana w Criminal Minds , a profiler to dla mnie najciekawszy zawód na świecie w tym momencie.                   Nie zawiodłam się ani na książce ani na rozreklamowanej wszędzie Bondzie. Ciekawe i dość makabryczne morderstwo, chwytliwe nazwisko profilera jak i ciekawa postać, która sugeruje, że jest ona także przystojny. Dużym plusem jest także nie utopijne przedstawienie pracy policji, która chciała jak najszybciej zamknąć sprawę i uważała sztuczki Huberta Meyera za niewiarygodne.  Niestety u nas zawód profilera nie jest czymś popularnym i uznanym,

Praca w kulkolandach - obalam mity

Na pewno kojarzycie, znacie, a może bywaliście w takich miejscach jak kulkolandy? Być może ktoś kiedyś marzył o pracy w takim miejscu, tak jak ja? Albo uważacie, że dziewczyny tam pracujące „nic nie robią i tylko cały dzień się bawią z dziećmi”? Jeśli tak ten post jest dla was.                 W całej swojej pracowniczo-studenckiej karierze miałam okazję pracować w dwóch takich miejscach, w dwóch różnych miastach. Jedno z nich było malutkie i kameralne, drugie to sieciówka. Nie będę podawać ich nazw, bo to nie istotnie, nie chcę im też robić reklamy ani antyreklamy. Będzie to post okiem pracownika o pracy tam.                 Na początek, jeśli myślisz, że dziewczyny (czy chłopaki – tak też się zdarza) mają taką super pracę, bo w sumie to się tylko bawią – jesteś w błędzie. Najczęściej (nie mówię, że wszędzie) ta praca polega na pobieraniu opłat, pilnowania czy nikt nie chodzi w butach po placu, sprzedawania soczków czy innych żelków no i sprzątaniu. Jasne, jak jest luźno

#Girlboss, czyli serial na lekki wieczór

#Girlboss Pewnie już o tym słyszeliście, oglądaliście czy czytaliście, ale jeśli jednak nie to powinniście nadrobić! Kolejna dobra rzecz zrobiona przez Netflix, swoją drogą szaleją ostatnio z tymi dobrymi rzeczami do oglądania! Jest to krótki (tylko 13 odcinków) serial, który powstał na podstawie książki (i prawdziwej historii!) o Sophii, twórczyni Nasty Gal. Nie szukajcie w nim nie wiadomo czego. Na początku każdego odcinka pojawia się komunikat: historia z przymrużeniem oka. To serial z kategorii tych lekkich, które oglądamy na przykład po ciężkim dniu czy przy brzydkiej pogodzie. Przygody Sophii to trzydziestominutowa  dawka humoru, która idealnie siądzie po ciężkim dniu na uczelni, w pracy przy może przerywnik nauki do sesji. Nie wiem jak wy, ale ja bardzo lubię Britt Robertson i uważam, że świetnie się wpasowała w tą rolę.A jeśli chciałybyście zawiesić na kimś oko, to Johnny Simmons jest bardzo uroczy! Pisałam wcześniej, żeby nie szukać w nim nie wiadomo czeg

Recenzja: "Poniedziałkowe dzieci" Patti Smith

Lubicie czytać biografię? Ja bardzo, ale szczególnie takie które są napisane jak opowieść lub pamiętnik bez zbędnych dat i rozpisek na przykład każdego koncertu. Ostatnio wpadła mi w ręce biografia Patti Smith Poniedziałkowe dzieci.   Biografia dla tych co nie lubią biografii. Brzmi bez sensu? Wcale nie! Poniedziałkowe dzieci czyta się jak historie, opowieść z fabułą, z tym, że to historia prawdziwego życia. Książkę czyta się przyjemnie, chociaż jeśli lubicie dialogi to tu jest ich mało. Patti świetnie opisuje cały proces stawania się sławnym artystą w XX wieku.  W końcu sama przeszła tą drogę. W Poniedziałkowych dzieciach możecie spotkać jeszcze takie osoby jak Jimi Hendrix Andy Warhol czy Bob Dylan. Nie jest to tylko książka o artystach i ich drodze na szczyt, jest to także opowieść o przyjaźni, miłości i życiu, a także śmierci i opuszczaniu rodzinnego gniazdka. Dodatkowym atutem, umilającym czytanie są zdjęcia zamieszczone w książce. Dzięki czemu nie tylko c

Książkowy kwartalnik #2

Witajcie w kolejnym odcinku książkowego kwartalnika, dzisiaj znów będą trzy książki: Światło między oceanami M.L. Stedman, Artyści udręczeni Christopher Zara oraz Szepty zmarłych Simon Becektt. Światło między oceanami  M.L Stedman                 Melodramat. Na początku jest super fajnie, interesująco, a później… No niestety robi się potworny melodramat. Daję 5,5/10 A więcej o tym możecie przeczytać tu:  LINK Artyści udręczeni Christopher Zara                 Pięknie wydana, z cudowną zawartością, to pozycja zdecydowanie dla miłośników biografii. Znajdziemy w niej krótkie notki biograficzne, na temat udręczenia, koszmarów rzeczywistości napędzających znanych i kochanych przez nas artystów do stworzenia tego, co przyniosło im sławę. Wiecie, dlaczego Alferd Hithcock zaczął kręcić horrory? Bo kiedyś jego ojciec wysłał go za karę na posterunek z kartką, na której miał napisane żeby zamknąć go w celi na dwie godziny (albo coś koło tego), a że na posterunku

Książkowy kwartalnik #1

Jako że minął już pierwszy kwartał roku, to zaczynamy książkowy kwartalnik. Niestety udało mi się przeczytać tylko 9 książek. W dzisiejszym wpisie opowiem Wam o pierwszych trzech książkach. Były to: Droga Cormac McCarthy, Gra anioła C.R. Zafon oraz Przedwiośnie żywych trupów Kamila Śmiałkowskiego. Droga   Cormac McCarthy Książka wpadła mi całkowicie przypadkiem w ręce, gdyby nie to pewnie bym po nią nie sięgnęła. Opowiada ona historię w stylu końca świata, zagłady, akcja dzieje się w Ameryce, a bohaterami są ojciec i syn, którzy próbują przetrwać. McCarthy ciekawie ją zbudował, nie mamy tutaj standardowych dialogów zaczętych od myślnika, przypominają one raczej rozmowę w myślach, nie na głos. Wypowiedzi bohaterów rozpoczynają się po prostu od nowej linijki. Książka jest ciekawa, smutna, ale warta przeczytania i godna polecenia. Czyta się ją dobrze i szybko. Ogólna ocena to 7/10. Gra anioła Carlos Ruiz Zafon O tej książce już wspominałam w poście o samym

Blog: utknęłam w windzie.

Zastanawialiście się kiedyś jadąc windą do czego służy taki przycisk z dzwoneczkiem? Albo kto was uratuje kiedy utkniecie w niej? A może już wam się zdarzyło przeżyć chwilę grozy w małej klatce sunącej w dół i w górę? Jeśli nie, uwierzcie to nic przyjemnego… Teraz cała ta historia mnie bawi, chociaż od tamtej nocy nie jeżdżę nocą windą albo czasami po prostu jej unikam z obawy przed ponownym utknięciem w niej.                 A więc do rzeczy, wszystko wydarzyło się w nocy 1go kwietnia (nie, to nie był żart na Prima Aprilis). Wracałam sobie do domu tuż po północy w piątkowy wieczór, zasypiając na stojąco. Z potwornym katarem i bólem głowy (niestety wiosna nie dla wszystkich jest łaskawa i wspaniała). Jedyne o czym marzyłam, to po prostu pójść spać. I już, już prawie jeszcze tylko cztery piętra…                 Otwierają się drzwi windy, wchodzę. A właściwie to wpadam. Tak, wpadłam i nie zwróciłam uwagi, że coś jest nie tak. Dlaczego? Nie, nie wiał aż tak halny, a wysokość procen

Belfer & Thirteen Reasons Why

Dwa seriale, dwa kraje, dwa kontynenty, ale historie nieco podobne. Takie przynajmniej jest moje odczucie. Oczywiście różnica ogromna bo Belfer to historia o morderstwie a Thirteen Reasons Why  to opowieść o samobójstwie. Co mają wspólnego? Dotyczą śmierci nastoletniej dziewczyny, nienawiści rówieśników, przede wszystkim nastolatków i ich problemów. Belfer jedna z lepszych polskich produkcji ostatnich lat. Krótki, nie rozciągnięty jak opera mydlana, konkretny i tajemniczy. Nie spodziewałam się kto jest mordercą ani przez chwilę. Aktorzy młodego pokolenia wypadli tutaj bardzo dobrze. Szczególnie jestem pod wrażeniem gry Mateusza Więcławka, którego pamiętam z filmu Obietnica Anny Kazejak, gdzie wypadł według mnie bardzo przeciętnie. Muszę przyznać, że dopóki nie zobaczyłam obsady na filmwebie, nie wiedziałam, że to on – po prostu nie poznałam. W każdym razie postać Jaśka Molendy bardzo na plus. Coś co mi się nie podobało to w zasadzie tylko jedna postać, ale to tylko przez c

Sztuka erotyczna czyli krakowska wystawa "50 twarzy seksu"

Byliście może kiedyś na wystawie sztuki erotycznej? Jeśli nie to macie do tego okazję w Krakowie do końca maja. Nie ukrywam, jestem troszkę zaskoczona tą wystawą, ale nie dlatego że ktoś wpadł na taki pomysł albo że dużo tam penisów. Zaskoczył mnie fakt urządzenia takiej wystawy w Polsce i w dodatku w środku miasta oraz brak głośnych protestów przeciwko niej. Bo powiedzmy sobie szczerze, nasz piękny kraj nie należy do najbardziej tolerancyjnych. Niestety... Czy to, co znajdziemy na wystawie możemy nazwać sztuką? Moim zdaniem, termin sztuka jest subiektywny i indywidualny, dla każdego będzie znaczył coś innego, więc tak możemy nazwać gipsowe prącia, kolekcję wibratorów czy konstrukcji rodem z bdsm sztuką. Gdyby jednak ktoś uważał, że absolutnie nie, to na wystawie znajdują się obiekty nawiązujące do Japonii czy jakiegoś pradawnego plemienia. A skoro już jesteśmy przy Japonii, to na wystawie nie brakuje także erotycznych figurek w stylu mangi w rozmiarze zabawek z Kinder-niespodzia

"Światło między oceanami" książka vs film

"Światło między oceanami" jedna z głośniejszych książek ostatniego czasu, na podstawie której powstał także film. Na pewno słyszeliście, widzieliście a może i czytaliście. Nie jestem fanką adaptacji filmowych (oczywiście jeśli wcześniej czytałam daną książkę), w jakiś 97% nie podobają mi się w ogóle. Ku swojemu zaskoczeniu w tym przypadku muszę przyznać film jest niezły.  Książka vs film  Książka moim zdaniem ma wszystko to, co współczesny czytelnik lubi najbardziej, czyli: łatwy język - dzięki czemu czyta się szybko (w końcu kultura instant i wszystko fast!), historię o miłości - szczęśliwej ale i pełnej dramatu, a właściwie melodramatu. Ale nie, nie zrozumcie mnie źle, książka jest okej. Nie powiem, że stała się moją ulubioną - bo tak nie jest. Natomiast ma coś takiego w sobie, że miło się ją wspomina jako tą przeczytaną . Przyznam szczerze, że jarałam się nią jak sklep meblowy ale... do czasu. Kiedy już w trzeciej części melodramat osiągnął takie stężenie jak smog w

#Ulubione: Carlos Ruiz Zafon

                 W trakcie nauki do popraweczki z cudownej filozofii natchnęło mnie do pisania. Niestety ostatnio nie przeczytałam powalającej liczby książek – jestem w trakcie trzeciej w tym roku, więc nie będzie zestawienia książkowego. Będzie natomiast o moim ulubionym pisarzu.                 Nie będę się rozwodzić na temat jego biografii, powiem tylko, że to współczesny hiszpański pisarz. Nikt nie pisze piękniej od niego o książkach – ale o tym za chwilę. Najlepiej zacząć od początku. Pierwszą książką, która wpadła mi w ręce gdzieś w technikum była Marina . Malutka książeczka, która zawładnęła moim sercem. Wtedy postanowiłam przeczytać wszystkie książki pana Zafona, którego nazwisko brzmiało mi równie obco co język mandaryński. Minęło sporo lat, od kiedy sięgnęłam po Marinę , a dopiero w zeszłą sobotę mogłam powiedzieć: przeczytałam wszystkie książki jednego z moich ulubionych pisarzy (oczywiście te przetłumaczone na polski).                 Co prawda

#Coolturalnik:seriale

Było o książkach, to teraz czas na seriale. Serialach, które obejrzałam w zeszłym roku – w większości powstały lub powstawały wcześniej niż w 2016. Obejrzałam ich w sumie 6 i całą szóstkę mogę polecić z czystym sumieniem. Zacznę może po kolei, tak jak je oglądałam. 1.        Weronika Mars zdjęcie z:https://www.google.pl/search?q=weronika+mars&espv=2&biw=1455&bih=722&source=lnms&tbm=isch&sa=X&ved=0ahUKEwiD-7265MHRAhXGC5oKHYn_CvgQ_AUIBigB#imgrc=XcN9ACBBHVQc1M%3A  Serial młodzieżowy, którego twórcą jest Rob Thomas. Powstawał w latach 2004-2007. Opowiada o przygodach Weroniki Mars, nastolatki, córki prywatnego detektywa. Dziewczyna sama ma zmysł detektywistyczny i rozwiązuje kryminalne zagadki. Myślę, że jak na serial młodzieżowy o tematyce kryminalnej mogę nazwać go przyjemnym. Jeśli lubicie serialne, których bohaterami są amerykańscy nastolatkowie, a w dodatku lubicie wątki detektywistyczne – warto obejrzeć. To tylko 3 sezony J . 2.        Ży

#MojeKsiążki2016

            Rok 2016 był dla mnie całkiem udany pod względem czytelniczym. Przygotowałam, więc dla Was post o książkach, które wylądowały w tym roku na półce przeczytane . Liczba książek, nie jest jakoś super powalająca, ale na pewno wyższa niż większości polaków…  Także, jedźmy z tym! 1.       Zabójca Marii Nurowskiej Książka, która zrobiła mnie w ch… Piękna okładka, tytuł i opis sugerujący dobry kryminał, fabułą przypominający troszkę Dziewczynę z pociągu. Nic bardziej mylnego. Jasne, jest historia kryminalna, ale to bardziej opowiadanie o miłości właśnie z tym kryminalnym dreszczykiem w tle. Ocena ogólna to 8/10. 2.       W krakowskiej matni Bartłomiej Sas Jest mi bardzo przykro, że to piszę ale książka jest nudna. Zapowiadała się ciekawie, ma jakiś tam potencjał. Była kryminałem, ale… Czegoś w niej brakuje. Jeśli macie ochotę na przygody detektywa alkoholika i Kraków w tle – to może Wam się spodobać. Ja daję tylko 5/10. 3.       Ch… Pani Domu Magdalena K