Przejdź do głównej zawartości

Praca w kulkolandach - obalam mity



Na pewno kojarzycie, znacie, a może bywaliście w takich miejscach jak kulkolandy? Być może ktoś kiedyś marzył o pracy w takim miejscu, tak jak ja? Albo uważacie, że dziewczyny tam pracujące „nic nie robią i tylko cały dzień się bawią z dziećmi”? Jeśli tak ten post jest dla was.
                W całej swojej pracowniczo-studenckiej karierze miałam okazję pracować w dwóch takich miejscach, w dwóch różnych miastach. Jedno z nich było malutkie i kameralne, drugie to sieciówka. Nie będę podawać ich nazw, bo to nie istotnie, nie chcę im też robić reklamy ani antyreklamy. Będzie to post okiem pracownika o pracy tam.

                Na początek, jeśli myślisz, że dziewczyny (czy chłopaki – tak też się zdarza) mają taką super pracę, bo w sumie to się tylko bawią – jesteś w błędzie. Najczęściej (nie mówię, że wszędzie) ta praca polega na pobieraniu opłat, pilnowania czy nikt nie chodzi w butach po placu, sprzedawania soczków czy innych żelków no i sprzątaniu. Jasne, jak jest luźno to możesz się też pobawić, jednak ta praca bardzo często nie polega na zajmowaniu się dziećmi.

                Druga sprawa, to „o jak super zajmujesz się dziećmi w kulkach”. Jak pisałam przed chwilą prawdopodobnie nie zajmujesz się nimi, a dzieci, które tam przychodzą nie zawsze są taki super, a rodzice bywają gorsi? Lubią krzyczeć na pracownika placu, bo nie przeczytali regulaminu i np., jeśli muszą zapłacić więcej, kiedy zostawiają dziecko samo, albo nie mogą wejść w butach czy z kawą, mają oczywiście pretensje do tej biednej dziewczyny, która akurat sprzedaje im bilet. Nie raz mi się zdarzyło, że któryś z rodziców wylał na mnie swoje oburzenie, bo regulamin czegoś zabrania. A przecież ja tylko jestem pracownikiem, nie układałam tego regulaminu, nie mam na niego wpływu, muszę tylko pilnować przestrzegania go.

                Inną rzeczą so urodziny z animatorem organizowane w kulkach. To nie jest tylko moje zdanie, ale to nie ma sensu. Dzieci jak widzą baseny z kulkami, zjeżdżalnie i inne rzeczy, których nie mają w domu, animatora mają wtedy w dupie. Oczywiste jest, że wolą sobie popływać w tych kolorowych kulkach zamiast bawić się z jakąś obcą panią. Jasne, zdarzają się grupy, które lubią się bawić w jakieś zorganizowane zabawy, ale to najczęściej te dzieci, które bywają często w kulkolandach.
                Jest jeszcze inna nieprzyjemna sprawa, dzieci czasami zapomną albo nie zdążą pójść do toalety. Wtedy jest to waszym zadaniem, a sprzątanie moczu obcego dziecka, nie jest niczym przyjemnym.

                Na koniec, żeby nie było, że mówię tylko o tych złych aspektach pracy w kulkach, zdarzają się też mega fajne sytuacje. Na chyba mojej przedostatniej zmianie, dostałam rysunek od dziewczynki, a inne dzieci stwierdziły, że jestem najfajniejszą panią z kulek. Zdarzyło mi się także, że chłopiec z autyzmem się do mnie przytulił – większego komplementu w życiu nie dostanę. Po za tym uśmiechy na twarzach dzieci, które wychodzą z bawialni, które przybijają ci piątki albo ze smutkiem mówią, że nie przyjdą jutro, bo jadą do babci i pytają, kiedy będziesz lub gdy chcą się z tobą bawić w chowanego, gdzie też masz się chować, wynagradzają chyba te wszystkie minusy tej pracy. I też mimo tych wszystkich złych rzeczy, które napisałam w tym poście o tej pracy, to nie żałuję tych miesięcy przepracowanych w kulkolandach. Praca jak każda, bywa ciężka, bywa też ciekawa i naprawdę fajna. Ten post miał na celu tylko obalić mity, które krążą w świecie o tej pracy.

*zdjęcie pożyczone z:  https://www.google.pl/search?q=kulkoland&source=lnms&tbm=isch&sa=X&ved=0ahUKEwia676c4KTUAhVGKpoKHfUlB7wQ_AUICigB&biw=1600&bih=794#imgrc=qRjVMmUSLwI3OM: (nie mam pojęcia gdzie to jest)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Mój pierwszy Mróz, czyli "Czarna madonna"

Była moja pierwsza Bonda ( klik ), to teraz kolej na pierwszego Mroza. Znajomości z Panem Remigiuszem nie zaczęłam tak, jak wiele osób poleca ani tak jak sama myślałam, że zacznę – ode serii o Chyłce. Na pierwszy ogień, a raczej Mróz poszła „Czarna Madonna”. Prawdopodobnie nie znalazłaby się tak szybko na mojej liście przeczytanych książek, gdyby nie była prezentem urodzinowym, ale nie żałuję i bardzo dziękuję za ten prezent! Po przeczytaniu opisu byłam przekonana, że będzie to jakaś obyczajówka z jakąś katastrofą samolotową i wątkiem religijnym (tak, nie sprawdzam gatunków książek przed czytaniem), a mniej więcej w połowie okazało się, że to historia o egzorcyzmach. Oczywiście wątki katastrof samolotowych i ten religijny są także dużą a nawet bardzo dużą częścią książki, co oznacza, że opis nie kłamie. Po tej lekturze już wiem skąd się wzięła nazwa czarnych skrzynek w samolotach oraz że nie są wcale czarne! Czy polecam? Tak. Zdecydowanie tak. Ale … Jeśli należycie do osób

Belfer & Thirteen Reasons Why

Dwa seriale, dwa kraje, dwa kontynenty, ale historie nieco podobne. Takie przynajmniej jest moje odczucie. Oczywiście różnica ogromna bo Belfer to historia o morderstwie a Thirteen Reasons Why  to opowieść o samobójstwie. Co mają wspólnego? Dotyczą śmierci nastoletniej dziewczyny, nienawiści rówieśników, przede wszystkim nastolatków i ich problemów. Belfer jedna z lepszych polskich produkcji ostatnich lat. Krótki, nie rozciągnięty jak opera mydlana, konkretny i tajemniczy. Nie spodziewałam się kto jest mordercą ani przez chwilę. Aktorzy młodego pokolenia wypadli tutaj bardzo dobrze. Szczególnie jestem pod wrażeniem gry Mateusza Więcławka, którego pamiętam z filmu Obietnica Anny Kazejak, gdzie wypadł według mnie bardzo przeciętnie. Muszę przyznać, że dopóki nie zobaczyłam obsady na filmwebie, nie wiedziałam, że to on – po prostu nie poznałam. W każdym razie postać Jaśka Molendy bardzo na plus. Coś co mi się nie podobało to w zasadzie tylko jedna postać, ale to tylko przez c

#MojeKsiążki2016

            Rok 2016 był dla mnie całkiem udany pod względem czytelniczym. Przygotowałam, więc dla Was post o książkach, które wylądowały w tym roku na półce przeczytane . Liczba książek, nie jest jakoś super powalająca, ale na pewno wyższa niż większości polaków…  Także, jedźmy z tym! 1.       Zabójca Marii Nurowskiej Książka, która zrobiła mnie w ch… Piękna okładka, tytuł i opis sugerujący dobry kryminał, fabułą przypominający troszkę Dziewczynę z pociągu. Nic bardziej mylnego. Jasne, jest historia kryminalna, ale to bardziej opowiadanie o miłości właśnie z tym kryminalnym dreszczykiem w tle. Ocena ogólna to 8/10. 2.       W krakowskiej matni Bartłomiej Sas Jest mi bardzo przykro, że to piszę ale książka jest nudna. Zapowiadała się ciekawie, ma jakiś tam potencjał. Była kryminałem, ale… Czegoś w niej brakuje. Jeśli macie ochotę na przygody detektywa alkoholika i Kraków w tle – to może Wam się spodobać. Ja daję tylko 5/10. 3.       Ch… Pani Domu Magdalena K