Przejdź do głównej zawartości

Życie na kwarantannie

Dla nas na szczęście kwarantanna dobiegła już końca (oby ostatecznie!), obie wróciłyśmy już do pracy. Pierwsze kroki ku normalności już za nami, dlatego dziś chcemy opowiedzieć jak minęły nam ponad dwa miesiące izolacji społecznej. 


Monia: Dla mnie izolacja zaczęła się 13go marca. Było mi przykro, bo dwa dni później miałam iść na koncert... Spędziłam te dwa miesiące w Krakowie, razem z moimi współlokatorami. Udało nam się nie pozabijać.

Viola: Dla mnie to wszystko zaczęło się  15 marca, ponieważ jeszcze dzień wcześniej był mój ostatni dzień w pracy. Spędziłam dwa miesiące z chłopem pod jednym dachem i jestem zszokowana, że przy naszych charakterach jeszcze oboje żyjemy. Jestem z nas dumna!


Jak spędzałyśmy czas? 

M: Nadrabiałam filmy, udało mi się także obejrzeć kilka seriali. Zaczęłam grać w gry - głównie te na telefon, ale udało mi się trafić na promkę na Origin i kupiłam simsy za 30 zł! Czytałam książkę, robiłam listę osób z którymi się całowałam. Pracowałam nad moją magisterką, poszerzałam wiedzę na temat pielęgnacji twarzy i włosów. Wpadł mi nawet genialny pomysł do głowy z odzyskiwaniem naturalnego skrętu włosów. A co najważniejsze, wróciłam do pisania tutaj, na blogu. 

V: Nadrabiałam seriale, które zaczęłam oglądać. Możecie o niektórych przeczytać tutaj. Również bardzo dużo grałam w gry na telefon, ale też sięgnęłam po tradycyjne karty i grałam w pokera, ale żadnych pieniędzy całe szczęście nie przegrałam. Tak jak większość osób zrobiłam porządki w szafie i w kosmetykach. Nie jestem jeśli chodzi o takie rzeczy osobą sentymentalną i takie sprzątanie robię raz na kilka miesięcy, więc dużo czasu mi to nie zajęło. Monia zapytała mnie czy nie chcę razem z nią pisać i zgodziłam się. Sama kiedyś prowadziłam bloga, ale brakowało mi samodyscypliny, a mam wrażenie, że we dwie jest po prostu łatwiej się ogarnąć. [Jest łatwiej! Pilnujemy i motywujemy siebie nawzajem M.]  




Dbanie o relacje ze światem

M: Żeby nie zapomnieć jak się rozmawia z ludźmi oraz mieć namiastkę spotkań ze znajomymi, powstała nasza grupowa konwersacja mebli barowych. W weekendy spotykaliśmy się tam na kamerkach, graliśmy razem w kalambury, rozmawialiśmy albo po prostu każdy zajmował się sobą mając "towarzystwo". Praktycznie codziennie, a nawet kilka razy dziennie czasami, łączyłam się z Violą. Zmywałyśmy razem naczynia czy gotowałyśmy obiad. 

V: Jestem w szoku, bo jak nie lubię dzwonić do ludzi tak praktycznie codziennie z kimś rozmawiałam. Robiłam sobie przegląd wśród znajomych czy jeszcze żyją i jak się trzymają. Bardzo często rozmawiałam z mamą, może też dlatego, że pod koniec marca miałam ją odwiedzić, ale z oczywistych przyczyn tego nie zrobiłam, No i oczywiście rozmowy z Monią praktycznie codziennie. Cały czas byłyśmy na łączach jak nigdy. 




Trudności 

M: Dla mnie najtrudniejsze było właśnie siedzenie w domu ciągle, a także widok pustego Kazimierza. Niestety ciężko jest mi usiedzieć na dupie w domu dłużej niż trzy dni, także te dwa miesiące były wyzwaniem. Ratunkiem były wieczorne spacery po Kazimierzu, na którego widok pękało mi serce - pusty, zamknięty, cichy. Życie postawiło przed nami także jeszcze jedną trudność - dziurę w wannie (chociaż dzięki niej był powód do zaproszenia przyjaciela złotej rączki - Marcinka). I przy okazji: jak "miły" pan w OBI czy gdzieś indziej, powie, że nie da się załatać dziury w wannie - nie ufajcie mu! Da się - wystarczy kupić papę z włóknem szklanym na przykład i emalię. 

V: Dla mnie również najgorsze było siedzenie w domu i to, że nie mogę czasu spędzić ze znajomymi. Czasami oczywiście wychodziłam, bo trzeba było pójść na zakupy czy pojechać do siostry. Widok tak pustego Szczecina w godzinach szczytu był dziwny i smutny. Zwłaszcza, że na początku była piękna pogoda i aż żal było siedzieć w domu. Jedno trzeba przyznać, chociaż nie mamy smogu to było czuć, że jakość powietrza się poprawiła. 





Samopoczucie 

M: Na początku było w porządku, graliśmy w eurobiznes, oglądaliśmy filmy, robiliśmy to na co nigdy nie było czasu. Potem był etap, kiedy miałam dość, leżałam na łóżku i wyłam w sufit. Szukałam wtedy każdej możliwej okazji, żeby wyjść z domu. Towarzyszył mi również strach i obawy przed tym, jak długo to potrwa i czy będzie do czego wracać.

V: Pierwszy tydzień nie był taki zły. Nadrobiło się obowiązki domowe, spędziło się trochę czasu razem. Natomiast pod koniec marca dowiedziałam się, że zostałam bez pracy. To był chyba najgorszy cios ze wszystkich, bo tracisz stabilizację, zaczynasz się zastanawiać z czego będziesz żyć i czy jest taka osoba, do której możesz zwrócić się o pomoc. Jeszcze bardziej dobijało to, że nie zostałam jedyną taką osobą, a w całym kraju jest ich aż za dużo, a znaleźć kolejną pracę w takich warunkach w miarę szybko graniczy z cudem, więc kiedy wysyła się kolejne CV człowiek coraz bardzie traci wiarę. Pod koniec kwietnia miałam już taki stan emocjonalny, że co drugi dzień płakałam, a w domu robiłam tylko niezbędne minimum. Nie byłam zmęczona fizycznie, ale psychicznie. Myślę, że to bardzo ważny aspekt, który wiele osób jeszcze zaniedbuje, ale zdrowie psychiczne jest tak samo ważne jak to fizyczne. Dbajcie proszę o swoje dobre samopoczucie - ZAWSZE, nie tylko kiedy zaczyna się kryzys w Waszym życiu. 




Pierwsze "dorosłe" święta

M: Przez pandemię spędziłam pierwszy raz w życiu święta bez rodziny, po za domem. Niestety podróż pociągiem na drugi koniec Polski nie była by odpowiedzialna. Mimo wszystko, święta te były miłe. Spędziliśmy je w czwórkę, było dużo jedzenia, każdy miał coś dla siebie. Każdy miał swój wkład. Chociaż wyobrażałam sobie, że te pierwsze dorosłe święta po za domem spędzę zupełnie inaczej, to nie mogę powiedzieć, że były gorsze od domowych.

V; Miałam dokładnie taką samą sytuację. Chociaż nie jestem tak oddalona od swojej rodziny to również zostałam i nigdzie nie jechałam. Było mi strasznie przykro, bo nie jestem do tego przyzwyczajona. Nie mogę narzekać jak je spędziłam. Mogę Wam tylko powiedzieć, że było wesoło, obyło się bez rodzinnych dram i też miały swój urok. 





Na koniec 

M: Mam nadzieję, że już nie długo będzie bardziej normalnie, że odzyskam to co straciłam czasowo (mam nadzieję) przez pandemię. Nie mogę się doczekać, aż w końcu będę mogła spotykać się z ludźmi, których kocham, pojechać do domu, przeciskać się przez bożego ciała klnąc na turystów i wycieczki, że nie potrafią stanąć nie blokując ruchu. Mam nadzieję, że już za chwilę będziemy znowu słyszeć w habci "ej ściśnijcie się, bo ludzie nie mogą do baru dojść" i że znów będziemy śpiewać bella ciao czy kolorowy wiatr na Kazimierzu o drugiej w nocy. 

V: Na pewno mogę powiedzieć, że dostałam porządną lekcję życia. Zaczęłam bardziej zwracać uwagę na to co kupuję, szanować pieniądz, doceniać prawdziwe znajomości. Dowiedziałam się na kogo mogę liczyć w tych ciężkich czasach i nie chodzi mi o pieniądze, tylko właśnie o takie wsparcie psychiczne. Chciałabym, żeby już wszystko wróciło do normy, chociaż wiem, że to nie jest taki szybki i prosty proces. Liczę jednak na to, że te namiastki normalności, które mamy teraz pozwolą ludziom szybciej się pozbierać.

Dajcie znać jakie są Wasze przemyślenia po tych dwóch miesiącach izolacji. Jak się czujecie? Co robiliście? Czy coś się dla Was zmieniło czy Wasze życie wygląda tak samo jak na początku marca?
Trzymajcie się!



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Projekt Denko #1

Cześć i czołem! Dzisiaj przychodzimy do Was z projektem denko. Poznajcie kilka kosmetyków, które dobiły do dna swej egzystencji w naszych łazienkach! Pielęgnacja twarzy Monia: Jeśli chodzi o pielęgnację twarzy, zużyłam trzy produkty:  1. My skin is naked - peeling do twarzy z firmy BIOK Laboratoria. To był mój pierwszy peeling do twarzy, który poleciła mi właśnie Viola. Polubiliśmy się bardzo. Nie miał jakiegoś mocnego zapachu, spełniał swoją funkcję bardzo dobrze.  2. Natura Estonica Face Tonic Sophora Japonica  - tego produktu używałam drugi raz. I jeszcze na pewno do niego wrócę. Używanie było bardzo przyjemne bo ma piękny zapach, do tego niska cena jest bardzo zachęcająca. Plus na moją cerę działał bardzo dobrze, mam wrażenie że między innymi on miał swój duży wkład w zmniejszeniu się nieproszonych, czerwonych gości na twarzy.  3. Lirene serum przeciwzmarszczkowe - to serum dostałam od ciotki, więc no używałam. Stosowałam jako krem

Mój pierwszy Mróz, czyli "Czarna madonna"

Była moja pierwsza Bonda ( klik ), to teraz kolej na pierwszego Mroza. Znajomości z Panem Remigiuszem nie zaczęłam tak, jak wiele osób poleca ani tak jak sama myślałam, że zacznę – ode serii o Chyłce. Na pierwszy ogień, a raczej Mróz poszła „Czarna Madonna”. Prawdopodobnie nie znalazłaby się tak szybko na mojej liście przeczytanych książek, gdyby nie była prezentem urodzinowym, ale nie żałuję i bardzo dziękuję za ten prezent! Po przeczytaniu opisu byłam przekonana, że będzie to jakaś obyczajówka z jakąś katastrofą samolotową i wątkiem religijnym (tak, nie sprawdzam gatunków książek przed czytaniem), a mniej więcej w połowie okazało się, że to historia o egzorcyzmach. Oczywiście wątki katastrof samolotowych i ten religijny są także dużą a nawet bardzo dużą częścią książki, co oznacza, że opis nie kłamie. Po tej lekturze już wiem skąd się wzięła nazwa czarnych skrzynek w samolotach oraz że nie są wcale czarne! Czy polecam? Tak. Zdecydowanie tak. Ale … Jeśli należycie do osób

Poznajmy się lepiej!

Dziś mam dla was 5 faktów, anegdot, opowieści czy krótkich historyjek o mnie. Dowiecie się jakie warzywo mogło by dla mnie nie istnieć, jakiego filmu nigdy nie obejrzę, a także czyj koncert był moim pierwszym, na który kupiłam bilet. Dajcie znać w komentarzach czy Wy macie i jakie takie swoje filmy, koncerty i jak to było z tymi lekturami. Film, którego nigdy nie obejrzę  Nie wiem w sumie czemu, ale mam tak, że jak coś jest mega popularne i wszyscy wokół się tym zachwycają - mam na myśli film czy serial, to czasami postanawiam nigdy tego nie zobaczyć. Pierwszym filmem, którego postanowiłam nigdy nie oglądać jest Avatar. Pamiętam, że jak wyszedł ileś lat temu, był na niego wielki boom. Wszyscy wszędzie o tym mówili. Wtedy stwierdziłam, że nigdy nie obejrzę tego filmu. Faktem jest, że nie przepadam za SF czy fantastyką, zdarza mi się jednak oglądać filmy z tych gatunków. W przypadku Avatara, mimo miło wyglądających niebieskich postaci, założyłam sobie nigdy go nie oglądać. I wiecie