Przejdź do głównej zawartości

Projekt Denko #1

Cześć i czołem! Dzisiaj przychodzimy do Was z projektem denko. Poznajcie kilka kosmetyków, które dobiły do dna swej egzystencji w naszych łazienkach!

Pielęgnacja twarzy

Monia: Jeśli chodzi o pielęgnację twarzy, zużyłam trzy produkty: 





1. My skin is naked - peeling do twarzy z firmy BIOK Laboratoria. To był mój pierwszy peeling do twarzy, który poleciła mi właśnie Viola. Polubiliśmy się bardzo. Nie miał jakiegoś mocnego zapachu, spełniał swoją funkcję bardzo dobrze. 

2. Natura Estonica Face Tonic Sophora Japonica - tego produktu używałam drugi raz. I jeszcze na pewno do niego wrócę. Używanie było bardzo przyjemne bo ma piękny zapach, do tego niska cena jest bardzo zachęcająca. Plus na moją cerę działał bardzo dobrze, mam wrażenie że między innymi on miał swój duży wkład w zmniejszeniu się nieproszonych, czerwonych gości na twarzy. 

3. Lirene serum przeciwzmarszczkowe - to serum dostałam od ciotki, więc no używałam. Stosowałam jako krem na noc, na dzień bym go chyba nigdy nie użyła. Ogólnie nawilżenie spoko, ze zmarszczkami coś tam podziałał. No, ale nie wrócimy do siebie ponieważ ma w sobie świecące drobinki, które sprawiają, że czułam się jakbym na noc obsypała twarz brokatem ... 



Pielęgnacja ciała i duszy 

Monia: W tej kategorii dobrnęłam do końca z czterema produktami:





1. Szampon do włosów Pantene Extra Volume - moje włosy zawsze lubiły się z tymi szamponami, także nie narzekam. Chociaż pod koniec użytkowania, już bardzo szybko przetłuszczały mi się włosy, a to u mnie oznacza zmianę szamponu na jakiś czas. Pewnie wrócimy do siebie z tym panem kiedyś. 

2. AA Japan Rituals żel pod prysznic - nie miał mocnego zapachu, pianę robił, pachniał delikatnie i ładnie no i spełniał swoją funkcję - mył. 

3. Malinowa pianka do golenia Isana - na ten moment, ze wszystkich pianek tą lubię najbardziej. Nie uczula, nie wysusza mi tak bardzo skóry na nogach przy goleniu no i ładnie pachnie malinami. 

4. Lawendowe ukojenie sól do kąpieli Magic SPA - oj, tutaj dłuuugo zmierzałyśmy do końca. Niestety ten produkt jakoś mi nie podszedł. Nie było zapachu, ani nie było ukojenia. No i szklane, ciężkie opakowanie też działało na minus (tak wiem, plastiki są złe), bałam się po prostu że mi wypadnie z rąk i się rozbije w wannie ... 

Viola: U mnie pojawia się tylko 6 produktów, ale myślę, że przy kolejnym denku będzie lepiej. Zaczynam się martwić, że znowu kupuję to co mi wpadnie w oko, a nie faktycznie jest potrzebne. Miałam już wyrobiony system kupowania tego co potrzebuję, a powoli kończy mi się miejsce w łazience, więc trzymajcie za mnie kciuki następnym razem, a teraz przejdźmy do tego co udało mi się zużyć w tym miesiącu.


Pielęgnacja twarzy:



1. FaceBoom Gumowa Maska Algowa Peel - Off  Miękka Idealistka - nazwy to tutaj powalają czasem pomysłowością, to trzeba producentowi przyznać. Maski algowe to raczej produkty, na które decydowałam się, kiedy chodziłam od czasu do czasu do kosmetyczki. Teraz mogę sobie taką maskę zrobić w domu. Przyjemnie nawilża, odświeża i przygotowuje skórę pod makijaż. Daje uczucie wygładzenia i faktycznie daje delikatny blask skórze. Chętnie do niej wrócę, bo jest łatwa w przygotowaniu, łatwo się ją ściąga ze skóry i wydaje się być idealny produktem kiedy chcecie się rozpieścić albo macie jakieś większe wyjście. 

2. Caudalie Maska peelingująca z kwasem glikolowym - bardzo dobry produkt. Na początku byłam sceptycznie nastawiona, bo nie widziałam jakiś szczególnych efektów, ale jak zaczęłam używać jej regularnie to widziałam, że ładnie, delikatnie rozświetla, faktycznie skóra jest po niej świeża i co mnie zaskoczyło to to, że pomaga w gojeniu się wyprysków, które dopiero co się pojawiają. 

3. Sephora krem pod oczy - całkiem przyjemny produkt, który był niesamowicie wydajny. Używałam go rano i wieczorem przez kilka naprawdę długich miesięcy. Dawał uczucie nawilżenia, ale żeby jakoś mnie powalił swoim działaniem to też nie zauważyłam. Będę szukać dalej idealnego dla mnie kremu pod oczy. Ostrzykiwać w planach się nie mam to chociaż mogę poszukać dobrego produktu, który troszkę opóźni działanie czasu. 

Pielęgnacja włosów i ciała:



1. Pharmaceris szampon do włosów - to produkt, o którym nie będę się rozpisywać, bo już umieściłam go w swoich ulubieńcach, do których serdecznie Was odsyłam - klik. Fantastyczny produkt, którego kolejna butelka stoi w łazience. 

2. Pilomax Myjący Peeling Enzymatyczny do włosów i skóry głowy - peeling skóry głowy to dla mnie produkt prawie tak samo ważny jak szampon. Ten był całkiem okej, ale nie zauważyłam jakiś powalających efektów. Do tego raczej nie wrócę, będę szukać dalej, a na razie robię peeling sama z półproduktów metodą prób i błędów.

3. Ziaja bąbelkowa pianka myjąca - tutaj wersja o zapachu pianek. Bardzo fany produkt, taka odskocznia od zwykłego mydła. Przede wszystkim rewelacyjnie pachnie, ma konsystencję takiej delikatnej pianki, dobrze myje, mam wrażenie, że nie przesusza rąk tak jak normalne mydło. Mam kolejne opakowanie w łazience, tylko zapach zmieniłam, polecam bardzo!




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Mój pierwszy Mróz, czyli "Czarna madonna"

Była moja pierwsza Bonda ( klik ), to teraz kolej na pierwszego Mroza. Znajomości z Panem Remigiuszem nie zaczęłam tak, jak wiele osób poleca ani tak jak sama myślałam, że zacznę – ode serii o Chyłce. Na pierwszy ogień, a raczej Mróz poszła „Czarna Madonna”. Prawdopodobnie nie znalazłaby się tak szybko na mojej liście przeczytanych książek, gdyby nie była prezentem urodzinowym, ale nie żałuję i bardzo dziękuję za ten prezent! Po przeczytaniu opisu byłam przekonana, że będzie to jakaś obyczajówka z jakąś katastrofą samolotową i wątkiem religijnym (tak, nie sprawdzam gatunków książek przed czytaniem), a mniej więcej w połowie okazało się, że to historia o egzorcyzmach. Oczywiście wątki katastrof samolotowych i ten religijny są także dużą a nawet bardzo dużą częścią książki, co oznacza, że opis nie kłamie. Po tej lekturze już wiem skąd się wzięła nazwa czarnych skrzynek w samolotach oraz że nie są wcale czarne! Czy polecam? Tak. Zdecydowanie tak. Ale … Jeśli należycie do osób

Poznajmy się lepiej!

Dziś mam dla was 5 faktów, anegdot, opowieści czy krótkich historyjek o mnie. Dowiecie się jakie warzywo mogło by dla mnie nie istnieć, jakiego filmu nigdy nie obejrzę, a także czyj koncert był moim pierwszym, na który kupiłam bilet. Dajcie znać w komentarzach czy Wy macie i jakie takie swoje filmy, koncerty i jak to było z tymi lekturami. Film, którego nigdy nie obejrzę  Nie wiem w sumie czemu, ale mam tak, że jak coś jest mega popularne i wszyscy wokół się tym zachwycają - mam na myśli film czy serial, to czasami postanawiam nigdy tego nie zobaczyć. Pierwszym filmem, którego postanowiłam nigdy nie oglądać jest Avatar. Pamiętam, że jak wyszedł ileś lat temu, był na niego wielki boom. Wszyscy wszędzie o tym mówili. Wtedy stwierdziłam, że nigdy nie obejrzę tego filmu. Faktem jest, że nie przepadam za SF czy fantastyką, zdarza mi się jednak oglądać filmy z tych gatunków. W przypadku Avatara, mimo miło wyglądających niebieskich postaci, założyłam sobie nigdy go nie oglądać. I wiecie