Pewnie część z was już widziała,
część olała nowy film Patryka Vegi „Bad boy”. Nie mogę powiedzieć, że jestem
fanką, ale byłam, jako nastolatka. Mimo wszystko gdzieś tam, z jakiegoś bliżej
nie znanego mi powodu została mi chęć oglądania jego filmów, chyba czuję sympatię
do tych nieprawdopodobnych scen. A to co
mi najbardziej nie pasuje w filmach pana Vegi, to chęć zrobienia za wszelką
cenę komedii z poważnych tematów. Komedii, które w sumie, nie są śmieszne,
skłaniają do krótkiego „ha.”. Niby poważne tematy najlepiej omawia się przez
śmiech, ale … trzeba to robić umiejętnie.
Tak,
wiem, że „Bad boy” dostał bardzo złe recenzje, tak samo opinie na filmwebie
były w większości negatywne. Ale … no moim zdaniem, jest to jeden z lepszych filmów
w reżyserii Patryka Vegi, jaki ostatnio nakręcił.
Inspiracja prawdziwą historią?
Kojarzycie
może reportaż śledczy Szymona Jadczaka „Wisła w ogniu”? Jest to reportaż o
upadku Wisły Kraków i kibolskim światku, który ją zniszczył. Dlaczego o tym
wspominam? Bo „Bad boy” jest baaardzo inspirowany tą historią. Tyle, że
postacie są trochę inne, wydarzenia nie są pokazane w rzeczywistej chronologii,
ale za to część bardziej znaczących wydarzeń z historii Wisły Kraków znajdziecie
też w tym filmie – opisanych oczywiście mało szczegółowo. W końcu u Vegi najważniejsze
sceny to obcinanie kończyn piłą mechaniczną albo po prostu napierdalanka.
Co było nie tak?
Dobra,
idźmy dalej. Chciałam teraz napisać co mi się nie podobało, ale nie jest tak do
końca, że mi się nie podobało. W przypadku filmów Vegi, reaguje na to takim
machnięciem ręki i myślą „No tak, to Vega”. Mam na myśli wszystkie sceny
przemocowe, pokazane bardzo …. barwnie. Mam wrażenie, że taką metką dla filmów
Vegi stało się obcinanie nóg piłą mechaniczną, już w którymś z kolei pojawia
się ten motyw. A to co mi się szczególnie nie podobało to motyw, kiedy postać
grana przez Antka Królikowskiego (wszyscy wiemy jakiej jest postury) rozkłada
na łopatki dwóch karków, każdy dwa razy taki jak on czy grupę policjantów.
Serio? Panie Vega… no litości. Jednego, okej, mógłby położyć, ale dwóch? Nie
przesadzajmy, bo to po prostu jest śmieszne, nawet nie atrakcyjne, nie robi
efektu „wow”, a tylko zachęca do głupich pomysłów.
Nie
podobał mi się również duet Sthur-Królikowski. Po prostu nie pasowali mi do
siebie, jako bracia. Jasne, mieli być różni bo taki zamysł, ale nie leży mi
taki braterski duet.
Plusy?
Czas
na plusy. Kto kocha Macieja Sthura? Jeśli chodzi o polskich aktorów, jest
jednym z moich ulubionych. No i do tej pory nie widziałam go w takiej roli, w
takiej scenie. Żeby nie robić tutaj spoilerów, napiszę tylko, że chodzi o scenę
pod koniec filmu. I w sumie to mi się nie podobał w tej roli, mój obraz tego
aktora w głowie, nie zgadza się z takimi scenami w jego wykonaniu. Dlaczego umieściłam to w plusach?
Bo była to okazja do poznania aktora z innej strony. Nie oglądam zbyt wielu
polskich produkcji, jednak Maciej Sthur kojarzy mi się raczej z pozytywnymi
obrazami.
Nie
spodziewałam się także ładnej klamry kompozycyjnej. Jest jedna scena, które zostaje
powtórzona w filmie, tylko w wydaniu, kiedy główni bohaterowie są już dorośli.
Moim zdaniem zamknęło to ładnie film, dopełniło. Nie wiem czy w jakimkolwiek
wcześniejszym filmie w reżyserii Pana Vegi pojawiły się klamry kompozycyjne, te
tutaj były całkiem ładnie wymyślone.
Podsumowując
już, oceniam ten film na takie 6/10. Nie było źle, nie było dobrze. Całkiem
dobrze się go oglądało, nie było wymuszonych żartów – co działa naprawdę na
plus w moich oczach. W każdym razie nie żałuję 2h z życia na obejrzenie „Bad
boy”.
Wszystkie zdjęcia pochodzą z google grafika.
Komentarze
Prześlij komentarz