Przejdź do głównej zawartości

Denko #2

Hej, dzisiaj wracamy do Was z kolejnym denkiem. Dawno nas nie było, a trochę nam się tego uzbierało. Staramy się jednak nie przeginać, bo jednak jesteśmy we dwie.  Zapraszamy Was też do poprzedniego denka.


Viola:


1. Fa żel pod prysznic Fiji Dream - to przede wszystkim piękny zapach. Lubię te żele, czasami do nich wracam. Dobra cena, pojemność, delikatnie może przesuszać skórę, ale tragedii nie ma jak na kosmetyki z SLS, no i tak jak wspomniałam wcześniej przede wszystkim zapach.

2. Schauma Nature Moments - odżywka do włosów to akurat wersja z miodem. Niestety zapach był strasznie mdły co mnie bardzo zniechęcało do używania jej. Szczerze mówiąc dla moich włosów nie zrobiła absolutnie nic. Mogłabym jej po szamponie nie używać a efekt byłby taki sam. Dawno nie trafiłam bubla. Jest tania, ale nie warto nawet kilku złotych na nią przeznaczać, no chyba że planujecie ją zużyć ewentualnie jako żel do golenia nóg.

3. Ziaja bąbelkowa pianka myjąca - to jak na razie mój must have w łazience. Trzecie opakowanie jest właśnie w użyciu w łazience, polecam!



4. Sephora żelowa maska nawilżająca - naprawdę przyjemny produkt. Nie trzeba jej zmywać, można jej użyć zamiast kremu, jednak nie polecam robić tego za często. Dobrze nawilżała, bardzo ładnie pachniała, taką świeżością, przez swoją żelową konsystencję dawała uczucie takiego chłodu i ukojenia w czerwcu kiedy było tak gorąco. Raczej do niej nie wrócę, bo szukam czegoś nowego, ale nie ma w nie czegoś do czego mogłabym się przyczepić.

5. Colourpop No Filter Concealer - jego bardzo dużą wadą było to, że dość mocno ciemniał, ale przez to wykorzystywałam go nie do zakrywania cieni pod oczami, ale niedoskonałości na twarzy. Przez swoją gęstą konsystencję jest też idealny do robienia 'cut crease'. Zamawiałam go prostu ze strony producenta. Ogólnie to był dobry korektor, jednak kupiłam go z mylą używania pod oczami, a tutaj absolutnie się nie sprawdził. Raczej do niego nie wrócę.

6. Maskara Lovely Bye Bye Short Lashes - podpisuję się dalej pod tym co napisałam o niej w ulubieńcach. Za jakiś czas na pewno do niej wrócę. Bardzo polecam! Dobre, tanie i polskie. Takie szczerze mówiąc lubię najbardziej. 

Monia: 

Dobra, mi troszkę nie wyszło, ale cóż poradzę, że dużo rzeczy było przy końcu? W związku z czym mam dla Was trzy kategorie!

Zacznijmy od strefy kąpielowej: 



1. Loved UP Oriflame Plum & Black Pepper żel pod prysznic - miał przepiękny zapach, taki na lato idealny. Formuła żelowa też super i wygodne opakowanie w tubie. Niestety jedna aplikacja na gąbkę nie wystarczyła na umycie całego ciała. Jestem pod wrażeniem pojemności, na początku miałam wrażenie, że to taki żel na dwa tygodnie, jednak byliśmy razem prawie dwa miesiące! Myślę, że chętnie do niego wrócę jeszcze. 

2. Garnier Fructis Papaya Hair Food - to nie był pierwszy raz z tą maską, nie był też ostatni. Moje włosy uwielbiają akurat papaję z tej serii. Wydajne opakowanie, piękny zapach i zadowolone włosy - czego chcieć więcej? W szafce czeka teraz na mnie granat, mam nadzieję, że sprawdzi się równie dobrze! 

3. Body Boom peeling do ciała z pestek jagód - TO MALEŃSTWO TO MIŁOŚĆ. Kupiłam zachęcona w sumie działalnością firmy na social mediach i promką w Rossmanie. I wiecie co? Kupię na pewno jeszcze raz! Ten zapach był cudowny, moja skóra się na niego nie uczuliła, a wręcz była cudowna w dotyku po nim. Polecam wam bardzo, jeśli jeszcze nie próbowaliście! 

4. Seyo sól do kąpieli - lawenda - to produkt z tańszej półki w drogeriach Natura. Niestety składy pozostawiają tutaj dużo do życzenia, a niektóre produkty mnie uczulały. Sól stosowałam przez to bardzo rzadko, na wszelki wypadek. Zapach miała przepiękny, w wannie czułam się jak na polu lawendy. 

5. Seyo żel do golenia z aloesem - tutaj znów obawiałam się uczulenia i niestety muszę przyznać, że przy tym żelu bardziej po goleniu swędziały mnie nogi niż po piance z Isana. Chociaż dzięki nie mu golenie było łatwe, szybkie i przyjemne, opakowanie wydajne, to do siebie jednak nie wrócimy. 


Strefa pielęgnacyjna: 


6. Natura Estonica Matt Face Tonic - Tym razem spróbowałam wersji Iceland Moss. Był okej, jednak moje serce należy do tego różowego, o którym była mowa w poprzednim denku. Chociaż na cerę działa dobrze, to jednak wolę ten różowy. 

7. Eveline Matujący płyn micelrany - opakowanie było bardzo wydajne, nie podrażniał skóry, makijaż domywał całkiem nieźle. Jedyne co to czasem miał problem z tuszem i wymagał poprawek (czasem nawet i trzy razy). 

8. Marion maseczka wygładzająca peel-off - produkt faktycznie starcza na trzy aplikacje. Po za tym nie zauważyłam wygładzenia. Dużym minusem było to, że przy trzeciej aplikacji nie chciała zaschnąć, przez co niestety nie była już peel-off. Na pewno już nie zagości w mojej łazience. 

9.L'biotica głęboko oczyszczające plastry na nos - to nie było moje pierwsze opakowanie. Działanie super, oczyszczają bardzo dobrze. Do dziś nie nagromadziły mi się jeszcze zaskórniki na nosie. Polecam i muszę kupić nowe opakowanie!

Strefa make-up 


10. Bell mat royal skin camouflage - bardzo lekka formuła i wciąż ładnie kryjąca. Bliżej temu do kremu BB niż podkładu, ale na prawdę świetnie się nadaje na makijaż. Dostępny w biedronce. Na pewno kiedyś do niego wrócę.

11. Lumene natural glow fluid foundation SPF 20 - ten podkład dostałam od Violi, nie wiem czemu się nie polubili. Mi dobrze się z nim żyło. Moja cera ładnie wyglądała, no i miał ładny filtr. Minus to opakowanie z którego ciężko wyciągnąć resztki. Duży plus - był bardzo lekki, nie robił maski. 

12. Rimmel Stay Matte - w sumie to jedyny puder, którego używam. Nie wiem, które to już opakowanie. Chyba żaden inny nie sprawdzał mi się tak dobrze. 

13. Bielenda Make-up fixer - Czy utrwalał makijaż? Tak. Czy go jeszcze kupię? Nie. Za mocno pryska twarz, jest perfumowany - to dwa duże minusy, przez które nie wrócimy do siebie. 

14. Love dance - perfumy - kiedyś były moimi ulubionymi. Kosztowały jedynie 20 zł i miały świetny słodki zapach, który utrzymywał się bardzo długo. Przygoda z nimi (nie wiem ile opakowań zużyłam) była długa i dobra, jednak nadszedł czas w życiu, kiedy już tak bardzo zapach ten mi się nie podoba. Jeśli jednak miała bym polecić po cenie i trwałości - bierzcie śmiało! 

No trochę poszalałam ... Ale cóż poradzić jak wszystko lubi kończyć się na raz ... 

Komentarze

  1. Gdzięś już czytałam o tej bąbelkowej piance myjącej i jeszcze u Ciebie same dobre opinie to coś w niej musi być :) aa i potwierdzam maluch od Body Boom daje radę :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Projekt Denko #1

Cześć i czołem! Dzisiaj przychodzimy do Was z projektem denko. Poznajcie kilka kosmetyków, które dobiły do dna swej egzystencji w naszych łazienkach! Pielęgnacja twarzy Monia: Jeśli chodzi o pielęgnację twarzy, zużyłam trzy produkty:  1. My skin is naked - peeling do twarzy z firmy BIOK Laboratoria. To był mój pierwszy peeling do twarzy, który poleciła mi właśnie Viola. Polubiliśmy się bardzo. Nie miał jakiegoś mocnego zapachu, spełniał swoją funkcję bardzo dobrze.  2. Natura Estonica Face Tonic Sophora Japonica  - tego produktu używałam drugi raz. I jeszcze na pewno do niego wrócę. Używanie było bardzo przyjemne bo ma piękny zapach, do tego niska cena jest bardzo zachęcająca. Plus na moją cerę działał bardzo dobrze, mam wrażenie że między innymi on miał swój duży wkład w zmniejszeniu się nieproszonych, czerwonych gości na twarzy.  3. Lirene serum przeciwzmarszczkowe - to serum dostałam od ciotki, więc no używałam. Stosowałam jako krem

Mój pierwszy Mróz, czyli "Czarna madonna"

Była moja pierwsza Bonda ( klik ), to teraz kolej na pierwszego Mroza. Znajomości z Panem Remigiuszem nie zaczęłam tak, jak wiele osób poleca ani tak jak sama myślałam, że zacznę – ode serii o Chyłce. Na pierwszy ogień, a raczej Mróz poszła „Czarna Madonna”. Prawdopodobnie nie znalazłaby się tak szybko na mojej liście przeczytanych książek, gdyby nie była prezentem urodzinowym, ale nie żałuję i bardzo dziękuję za ten prezent! Po przeczytaniu opisu byłam przekonana, że będzie to jakaś obyczajówka z jakąś katastrofą samolotową i wątkiem religijnym (tak, nie sprawdzam gatunków książek przed czytaniem), a mniej więcej w połowie okazało się, że to historia o egzorcyzmach. Oczywiście wątki katastrof samolotowych i ten religijny są także dużą a nawet bardzo dużą częścią książki, co oznacza, że opis nie kłamie. Po tej lekturze już wiem skąd się wzięła nazwa czarnych skrzynek w samolotach oraz że nie są wcale czarne! Czy polecam? Tak. Zdecydowanie tak. Ale … Jeśli należycie do osób

Poznajmy się lepiej!

Dziś mam dla was 5 faktów, anegdot, opowieści czy krótkich historyjek o mnie. Dowiecie się jakie warzywo mogło by dla mnie nie istnieć, jakiego filmu nigdy nie obejrzę, a także czyj koncert był moim pierwszym, na który kupiłam bilet. Dajcie znać w komentarzach czy Wy macie i jakie takie swoje filmy, koncerty i jak to było z tymi lekturami. Film, którego nigdy nie obejrzę  Nie wiem w sumie czemu, ale mam tak, że jak coś jest mega popularne i wszyscy wokół się tym zachwycają - mam na myśli film czy serial, to czasami postanawiam nigdy tego nie zobaczyć. Pierwszym filmem, którego postanowiłam nigdy nie oglądać jest Avatar. Pamiętam, że jak wyszedł ileś lat temu, był na niego wielki boom. Wszyscy wszędzie o tym mówili. Wtedy stwierdziłam, że nigdy nie obejrzę tego filmu. Faktem jest, że nie przepadam za SF czy fantastyką, zdarza mi się jednak oglądać filmy z tych gatunków. W przypadku Avatara, mimo miło wyglądających niebieskich postaci, założyłam sobie nigdy go nie oglądać. I wiecie